Zgubiłam się, ale tylko na trochę
Ykhm, ykhm…uffffff
….1….2…3… otwórz oczy….1…2..3…. JESTEM. JESTEM!!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAA JESTEM……a długo mnie tu nie było. Oj długo.
Biorę teraz przykład z Marty – która jak nikt wbijała mi do głowy, że Szyszuniowy Las to ja i żebym spróbowała go reanimować – najpierw na kartkach papieru (wszak czyż papier cierpliwy nie jest ? :)) Za tą wiarę we mnie i za to że jesteś dziękuję Ci 🙂
Jak zwykle zaczynam od końca…może jednak od początku. Powoli, powoli odkurzam pajęczyny, rozglądam się dookoła po znajomych kątach Szyszuniowego Lasu. Troch I cieszę się, że tu jestem. Pierwszy raz od paru miesięcy się cieszę z tej obecności. Parę miesięcy miałam okropną blokadę, aż do dzisiaj właściwie. Raz po raz próbowałam się tu odnaleźć, zaszyć w swoim świecie, podzielić się swoimi wrażeniami z lektury, nowinkami….ale nie potrafiłam – nic z tego nie wychodziło. Za każdym razem było tak samo. Kiedy już tu byłam, zawsze to samo. Nie potrafiłam napisać ani JEDNEGO słowa. nawet najkrótszego. Kursor pulsował na pustej stronie nowego wpisu, czekając cierpliwie aż się przełamię i napiszę choćby słowo. Aż do dzisiaj nic z tego nie wychodziło. Wychodziłam stąd zamykając za sobą porządnie drzwi.Od paru dni jednak w mojej głowie świtała drobna myśl, że przecież to była moja odskocznia, mój świat..a ja się tak szybko poddałam. Nie będę się tu rozwodzić nad tym, że parę osób przyczyniło się do tej ciszy na blogu…ale NIE!!!! to jest mój świat będę tu przebywać. Małymi kroczkami, powoli, ale do przodu – dla siebie samej. Bez przymusu, bez terminów, bez nagonki. Ci co się czepiają, mogą się nadal czepiać. Komuś się nie podoba, niech nie czyta i już. Mam jednak nadzieję, że tak do końca nie będzie to tylko mój monolog „dla samej siebie”. Czas uwierzyć w siebie. W końcu wiosna idzie. CZAS NA ZMIANY.