Anna J. Szepielak Młyn nad Czarnym Potokiem
źródło opisu i okładki: źródło opisu: http://nk.com.pl/mlyn-nad-czarnym-potokiem/1858/ksiazka.html |
Autor: Anna J. Szepielak
rok wydania: 2013
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Wiecznie nieobecny mąż, chorowite dziecko, codzienna rutyna – dla Marty to aż nadto. Monotonne i w gruncie rzeczy samotne życie w stolicy coraz bardziej ją przygnębia. Kiedy dowiaduje się, że musi zorganizować zjazd familijny, na którym pojawią się także goście z Ameryki, początkowo nie jest zachwycona. Wkrótce jednak zrozumie, że właśnie tego potrzebuje. Powrót do rodzinnego miasteczka, spotkania z dawnymi przyjaciółmi i zwariowanymi krewnymi, przeglądanie pamiątek pozostawionych w starym młynie, a przede wszystkim magia wspólnego gotowania pomogą jej odetchnąć pełną piersią. Przy okazji Marta odkryje pewną skrzętnie skrywaną tajemnicę rodzinną…
Od tygodnia noszę w sobie wspomnienie książki jak tlący się promyk i zastanawiam się nad tym jak wyartykułować słowa, tak żeby oddały emocje towarzyszące mi w trakcie czytania.
Nie raz i nie dwa pisałam już, że lubię czytać książki polskich autorów – twórczość Pani Szepielak nie jest mi więc obca – ba, po przeczytaniu Jej pierwszej książki, „Zamówienia z Francji”, czekałam z niecierpliwością na kolejne. No i ku mojej radości, doczekałam się.
Główną bohaterką „Młynu (…)” jest Marta, młoda kobieta, która poświęciła marzenia o pracy jako konserwator zabytków, na rzecz bycia Mamą, żoną , kucharką, sprzątaczką…no Panią Domu. Poznajemy ją właśnie, kiedy zaczyna ja frustrować monotonia jej życia, siedzenia w domu i kiedy zaczyna dostrzegać, że jej mąż, wiecznie nieobecny duchem archeolog Adam, nie pomaga jej prawie wcale w wychowywaniu córeczki Uli i jest nieprzystowany do życia w rodzinie.
Pomocna w tej szarej, montonnej egzystencji, jest Grażyna – młodsza, przebojowa siostra głównej bohaterki, która stara się jak może służyć pomocną dłonią, zapominając w ten sposób o swoich kłopotach osobistych.
Kiedy więc Adam oznajmia Marcie, że dostaje propozycję pracy w Anglii przy wykopaliskach i wyjeżdża, to właśnie Grażyna pomaga jak może siostrze, poświęcając jej cały swój wolny czas i nie tylko.
Mało tego, to Grażyna przekonuje Martę, że kiedy mama prosi je o pomoc w organizacji zjazdu rodzinnego, na który mają przyjechać dawno nie widziane krewniaczki zza oceanu, że nikt lepiej logistycznie takiego zjazdu nie zorganizuje, tylko Marta.
Marta pakuje więc siebie i swoją córeczkę Ulę i wyjeżdża do rodzinnego miasteczka. W trakcie porządków i przy organizacji zjazdu, zaczyna interesować się historią rodziny, która okazuje się tajemnicza i skomplikowana. Marta i jej córka znajdują u rodziców Marty swoje miejsce na ziemi, spokój ducha i zaczynają obie inaczej patrzeć na świat.
Powieść Szepielak urzeka już od pierwszej chwili. Piękna, ciepła okładka daje przedsmak tego co czeka czytelnika, gdy zagłębi się w historii rodziny Marty.
Jest to ciepła opowieść o rodzinie, o więzach łączących bliskich, o relacjach międzyludzkich. Bohaterowie są tak realni, mają swoje dobre i złe dni. Na początku na przykład, denerwowała mnie postawa Marty, jej uległość i jej „fochy” – jednak potem zaczęłam ją rozumieć i czasem zastanawiałam się jak ja w danej sytuacji bym się zachowała. Czytając, czułam się, jakbym siedziała ze swoją rodziną przy rodzinnym stole w trakcie Wielkanocy, wyobrażałam sobie moją Mamę biegającą nerwowo i całą w stresie, z okazji przyjazdu gości. Przeniosłam się chwilami we wspomnienia, kiedy to właśnie moja Mama dwoiła się i troiła w kuchni, aby godnie ugościć rodzinę w Święta. Kiedy to mój Tato przychodził do kuchni, aby pod pretekstem sprawdzenia czy jest dobrze wypieczone, smakował wszystkich smakołyków po kolei.
Moją babcię ukochaną, która kroi nam ciepły jeszcze chleb i smaruje masłem, albo specjalnie dla nas smaży racuchy….
„Młyn nad Czarnym Potokiem” skłonił mnie do zastanowienia się nad moimi relacjami z siostrą. Zapragnęłam aby moja siostra wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć.
Chciałabym też stworzyć moim dzieciom taki dom, aby zachowały w pamięci okruchy wspomnień z dzieciństwa i zawsze chciały wracać do domu .
Muszę jednak stwierdzić, że czuję lekki niedosyt. Książka zbyt szybko się skończyła, zostawiając niedopowiedzenia i intrygując na końcu jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że Pani Szepielak niedługo znowu zabierze mnie na spotkanie z Grażyną i Martą. Może tajemnica pradziadka Mikołaja ujrzy światło dzienne ? Jak potoczą się losy Marty, czy będzie szczęśliwsza i w końcu uwierzy w siebie?
Polecam bardzo książkę, aby przeczytać ją spokojnie, przy lampce wina, czy dobrej czekolady…wierzcie mi, rozsmakujecie się w tej historii dokładnie jak ja.
Za możliwość przeczytania bardzo serdecznie dziękuję Pani Agacie oraz wydawnictwu
P.S. Często ostatnio dookoła widzę, że rodzinne spotkania zamierają, więzy się rozluźniają – w pogoni za lepszym, wygodniejszym życiem zapominamy o tym co ważne. Ciekawa jestem jakie Wy macie spostrzeżenia na ten temat.