Urok jakiś czy cuś

No i miesiąc maj już minął, a jakże …Dał mi osobiście popalić ten niby beztroski, piękny miesiąc kiedy kwitną kasztany.
Zaczęło się od tego, że postanowiliśmy w końcu dopełnić formalności w Urzędzie Stanu Cywilnego. Niektórzy powiedzieli, no nareszcie i cieszyli się razem z nami. W końcu dom już wybudowaliśmy, drzewo posadziliśmy a i synka mamy 🙂 Inni pewnie, jak tajemniczy gość – mają obgryzione paznokcie ze złości, zęby zgryzione ze zgrzytania i żółć ich zalała, ale co tam …to miał być i był nasz dzień. Wrażeniami podzielę się innym razem jeśli pozwolicie.
Postanowiliśmy przyjęcie urządzić w naszym domu, więc trochę pracy było….a tu bach, trach i Kubek nam zachorował…tak po prostu rano zdrowy – wieczorem z taka okropną gorączką…Zaraz do lekarza, badania i wylądowaliśmy w szpitalu, w którym mieliśmy spędzić prawie 2 tygodnie , na szczęście skończyło się na tylko na tygodniu, także na dwa dni przed przyjęciem, byliśmy w domu…niby zdrowi..taaaaaaa ledwo zamknęły się drzwi za gośćmi, mnie do łóżka położyło na parę dni….żeby znowu się potem przyplątać do Kubeczka….jakiś „Dzień Świstaka” czy cuś.
Wczoraj też byliśmy na kontroli wodniaczków no i jednak nie będziemy czekać tylko Kubek idzie na zabieg za parę chwil – kiedy tam szacowny NFZ wyznaczy termin.
No fatum jakieś czy też urok….tfu tfu przez lewe ramię…Już nie wiem co o tym myśleć.
Właśnie a Wy wierzycie w to że ktoś może powiedzieć złe słowa w nieodpowiednim miejscu i czasie?
Ja tam myślę że tak może być – i dlatego przy łóżeczku zawiesiłam czerwoną wstążeczkę już dawno.
A co tam idę posypać solą przed domek :):)
a taki dzielny byłem: