„Coś pożyczonego ” by E. Giffin
Czasami tak mam, że kiedy wszystkie witryny księgarskie wołają okładką książki „REWELACJA- BESTSELLER” – mimo wszystko się opieram. Nie dlatego, że jestem „przechera” (chociaż ociupinkę może trochę 😛 ) po prostu stwierdzam, „nie teraz”.
Tak też było z książką „Coś pożyczonego”…ze wszystkich półek w księgarniach zerkała na mnie rozmarzona twarz modelki na okładce, portale zalane recenzjami ..etc, a u mnie książka czekała na swój dzień.
No i już :))
Od pierwszych stron książka wciągnęła mnie – jednak nie głównym wątkiem – romansu Rachel i Dexa …Mnie wciągnęły wewnętrzne przemyślenia Rachel…czyż nie każda z nas miała przyjaciółkę??a może nasza tzw. przyjaciółka była do książkowej Darcy bardzo podobna? piękna, płytka, samolubna, egocentryczna Darcy i „szara myszka” Rachel….ten schemat niejednej z nas jest znany.
Autorka w wątek miłosnego trójkąta wplata temat przyjaźni kobiecej – wg mnie od samego początku interesownej.
Nie wiem jak Wy, ale ja od początku kibicowałam Rachel, mimo że obiektywnie rzecz biorąc powinnam ją potępiać za fakt przespania się z narzeczonym najbliższej przyjaciółki. Jest to przecież moralnie naganne.
I o Ironio, wcale czułam się tak, jakby ona zrobiła coś złego. Wręcz przeciwnie, od razu mi się wydawało, że biednej Rach należało się odrobinę luksusu.
Trzeba walczyć o swoje szczęście, o siebie samą :):)
Książka jest napisana lekką ręką, w zabawny, prosty sposób. Momentami co prawda drażniła mnie forma narracji, ale powtarzam momentami – gdyż tak byłam zaabsorbowana losami biednej Rachel, że na takie detale to nie zwracałam uwagi prawie wcale 🙂
Książkę połykałam do nocy ciemnej, gdy odłożyłam, z uśmiechem na twarzy położyłam się spać…
I od razu na półeczkę położyłam kontynuację…mam nadzieję że się nie zawiodę…
Ha a dzisiaj to jeszcze się zadziwiłam bardzo, bo okazuje się, że ja przegapiłam nie tylko „wielkie wejście” na salony książki – tylko film na podstawie książki też przegapiłam :P:P..ale nadrobię niebawem. Obiecuję.
Gorąco polecam 🙂