tygodnia wyrwanego z kontekstu ciąg dalszy
Mam wrażenie, że to jakiś „Dzień Świstaka” – każdego dnia zaraz po pracy na budowę popracować a potem nic tylko spać…do porannej pobudki, gdzie budzik mnie okrutnie wyrywa z objęć Morfeusza. Wszystkie przyziemnie prace domowe „bieżące” leżą odłogiem o innych moich zaległościach towarzysko-kulturalnych nie wspominając….
Jednak narzekać nie można, wczoraj już sobie siedziałam w kuchni nowiutkiej,świeżością pachnącej, jeszcze nie dokończonej i tak obmyślałam jakby tu coby tu i gdzie by tu powkładać kuchenne przybory :)) jeden malutki obłoczek czarnych myśli miałam tylko nad głową z tym związany – sztuki kompromisu jeszcze nie opanowałam..ale co mi tam.
Dom zaczyna wyglądać już prawie, prawie…jeśli zamknę lewe oko, przekrzywię głowę to nie będę widziała niedokończonej ściany i braku łazienki :):)
Dzisiaj pokój Toli pourządzam tak, żeby miało dziecię moje kochane radość, że może już korzystać ze swojego kącika.
Jeszcze tylko pokoik z planem na przyszłość „Gniewkowym” nie dokończony, ale mały pomysł mi już po głowie gdzieś spaceruje i czeka na realizację.